Jacek Dehnel. KOSMOGRAFIA. XIV. HELLADA
Mit o Bellerofoncie z ustępu o potomstwie Echidny z „Teogonii” Hezjoda według późniejszego dopisku (III w. p.n.e., Kallimach z Cyreny?)
[...]
Tamta też urodziła Chimerę ogniem ziejącą
nie do zgaszenia, ogromną i szybkonogą, i silną.
Miała ona trzy głowy: lwa, o oczach płonących,
drugą kozy, a trzecią węża, dzikiego smoka.
Z przodu lew, smok był z tyłu, w środku koza paskudna
strasznie ziała siarkowym, żółtym ogniem zagłady –
ją to Pegaz pokonał i Bellerofont szlachetny.
Ten, wpierw pieszo, a potem na skrzydlatym wierzchowcu
całą przebył Helladę, przez Eumenidy ścigany,
bowiem, będąc młodzieńcem, oszczep na ślepo cisnąwszy
zabił był Deliadesa, księcia i brata swego.
Precz wygnany z Koryntu, ruszył wraz do Tirynsu,
gdzie go miał władca, Projtus, z winy krwawej oczyścić.
Skoro jednak odrzucił miłość żony królewskiej,
ta przed królem go skarży, że gwałt jej chciał uczynić.
Projtus, nie chcąc zaś łamać świętych praw gościnności,
posłał go aż do Lykii, gdzie teść jego, Jobates
władał. List Bellerofont niósł, a w nim takie słowa:
„Tego, co list ci przynosi, zgładź ze świata bez wahań”.
Śle go zatem Jobates prosto w paszczę Chimery,
która pustoszy Karię nieodległą. Pojmawszy
jednak dzięki pomocy bogów łaskawych Pegaza,
Bellerofont zabija córę paskudną Tyfona.
Zły Jobates od razu śle go w inne gardziele,
bije więc Bellerofont hordy Solimijczyków,
Amazonki waleczne i Chejmarrosa pirata
na ksantyjskiej równinie. Wtedy król mu Jobates
kazał się wytłumaczyć z listu, który był przyniósł,
po czym, widząc niewinnym, zrobił mężem swej córki,
Filonoe i całej Lykii bogatej następcą.
Mówią, że Bellerofont. później pychą potężną
zdjęty, pragnął dosięgnąć na Pegazie Olimpu,
prawda jest jednak inna: uniesiony pod chmury
na skrzydlatym Pegazie, inną ziemię
oglądał niż śmiertelnicy, od króla aż po biednego żebraka.
Góry mu się jawiły płaskie jak morza tonie,
ludzie mali jak mrówki, drzewa jak perz kiełkujący,
lecąc, mijał ogromne miasta jak kosze jabłek,
porty jak muszle pełne larw – od statków tak rojne.
Nie Olimpu chciał dotknąć, by z bogami wieczerzać,
lecz póki życia mu starczy, pod chmurami się wznosić,
ziemię oglądać niczym tkaną gęsto oponę,
gdzie zwinne ręce tkaczek obok siebie wyplotły
lwa jak pszczoła małego i dwóch spłoszonych pasterzy,
mniejszych niż ziarnka grochu, stado ich jak rój muszek.
Jednak bogowie zazdrośni, że kto inny ogląda
świat, jak oni go widzą, gza wysłali wściekłego,
co Pegaza pokąsał, Pegaz Bellerofonta
zaś na ziemię w cierniste krzewy zrzucił, spłoszony.
Odtąd król Bellerofont chodził kulawy po ziemi,
mówiąc do niej: „Za bliska jesteś ziemio, za bliska.”
Wreszcie śmierć go zabrała. Ta Echidna zrodziła
jeszcze Fiks zgubną, która była Kadmejom zagładą
[…]