Oświadczenie dyrektora Biblioteki Narodowej w sprawie artykułu Marii Korcz w „Dużym Formacie” z dnia 10 lutego 2025 roku
![Oświadczenie](/download/cover/1739184091.jpg)
Do Pani Marii Korcz z Wyborcza.biz
Szanowna Pani,
nie zweryfikowała Pani informacji przekazywanych przez osoby, z którymi Pani rozmawiała. Wystarczyło do mnie napisać. Uczynię to zatem teraz, po kolei.
Dot. Olga. Jestem nikim
Napisała Pani, że zarabiała prawie minimalną krajową. Nie jest to prawda. Była jedną z najlepiej zarabiających osób w BN przez wiele lat. Funkcje były czasowe, ponieważ była finansowana z kolejnych wieloletnich grantów europejskich, którymi kierowała. Premie i dodatki traciła wielokrotnie, choć nie z powodu romansu innych pracowników. Zaufanie do niej straciłem w ostatnim okresie jej pracy, kiedy się okazało, że ma romans z podwładnym, dla którego wnioskowała o premie i wysokość wynagrodzenia. Zanim mogłem zareagować, rozwiązała umowę o pracę. On również. Dziś są małżeństwem. Wystarczyło mnie o to spytać, czego Pani nie uczyniła.
Kiedy zdiagnozowano u niej chorobę neurologiczną spotkała się z mojej strony ze zrozumiałą wyrozumiałością i współczuciem. Co więcej, po diagnozie została awansowana na kierowniczkę dużego i prestiżowego zakładu. Kierując nim, przebywała wielokrotnie na zwolnieniach lekarskich (co zrozumiałe). Wielokrotnie wyrażałem zgodę na pracę w domu, co, jak twierdziła, pozwala jej lepiej znieść chorobę. Wyrażałem nawet zgodę na zabieranie do pracy kota, który pomagał jej lepiej znieść trudy choroby. Liczba dni spędzonych na zwolnieniach lekarskich przekroczyła znacznie 100. Nigdy nie była zobowiązywana do wykorzystania w tym celu urlopu i taki fakt nie jest mi znany.
Najlepiej sama opisała mój do niej stosunek w tych latach. W 2017 roku udzieliła wywiadu dla Niepełnosprawni.pl, czyli w roku, kiedy według Pani opisu zaczęła z przepracowania tracić władzę w rękach, w którym powiedziała:
„Osoby, które znajdują się w takiej sytuacji, stają najczęściej przed dylematem – powiedzieć o swoim stanie pracodawcy czy zataić chorobę i udawać, że nic się nie zmieniło. [Olga] nie miała problemu z tym, jaką decyzję podjąć.
Nie lubię chować się i kłamać – przyznaje. – Od początku nie ukrywałam swojej choroby. Dyrektor Biblioteki Narodowej, którego byłam wówczas asystentką, był pełen zrozumienia dla mojej sytuacji, nie dał mi odczuć, że choroba może wykluczyć mnie w jakikolwiek sposób. Rok mojej diagnozy, czyli 2010, był trudny dla całego kraju, dla świata kultury również. Choć jednak musiałam wówczas jeszcze dwukrotnie pojawić się na dłużej w szpitalu, w pracy nie czułam się zagrożona.
Według [Olgi], jej przełożony znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że najgorsza rzecz, jaką może zrobić, to pozwolić jej użalać się nad sobą. Dlatego postąpił w zupełnie inny sposób i zaoferował swojej asystentce nowe możliwości rozwoju. W efekcie, w 2011 roku kariera [Olgi] w Bibliotece Narodowej wyraźnie ruszyła do przodu.
Przez ten cały czas młoda bibliotekarka musiała wykazać się ogromną samodzielnością i zorganizowaniem. Nie mogła liczyć na obecność i stałe wsparcie rodziny, od której dzieliły ją setki kilometrów.
Choroba pozwoliła mi odkryć w sobie umiejętność organizowania wielu spraw dookoła i perspektywicznego myślenia – podkreśla [Olga]. – Chociażby o tym, że nawet gdy przez pewien czas jest wszystko dobrze, to potem przychodzi lato, robi się gorąco i mój stan i samopoczucie się pogarszają. Muszę przewidywać takie sytuacje i brać swój stan zdrowia pod uwagę przy planowaniu nawet najodleglejszej przyszłości. Na przykład, gdy niedawno kupowałam mieszkanie, głównym kryterium było przystosowanie budynku dla osoby z niepełnosprawnością”.
A u Pani w artykule ten opis mojego do niej stosunku w czasie choroby brzmi: „rzucił krótko, że cierpienie uszlachetnia”. Nie tylko tego nie powiedziałem, ale cały opis stoi w sprzeczności z jej własnymi słowami z wywiadu. Podobnie jak nie powiedziałem „Jesteś nikim”.
Razem z obecnym mężem oraz z kilkoma osobami występującymi jako ofiary w Pani artykule, w tym Tomaszem Gruszkowskim, tworzyła grupę dobrze zarabiających kierowników i pracowników jednego z zakładów BN, który realizował dwa duże projekty europejskie. Utrata apanaży nie jest miła dla nikogo, nie powinna jednak zachęcać do zemsty i oskarżeń, jakie Pani niestety bez weryfikacji podała w swoim artykule.
Jest to dla mnie przykre osobiście. Przez wiele lat nie tylko wspierałem ją, ale także co roku przekazywałem 1% podatku PIT na jej leczenie.
Dot. Artur. Przesłuchania
Krótko pełnił funkcję kierownika jednego z zakładów, ponieważ nie był w stanie nie tylko organizować pracy w małym zespole, ale także wartość jego działań merytorycznych nie była zbyt wysoko oceniana. Najważniejszym zadaniem w czasie jego kierownictwa była organizacja przeniesienia jednej z najcenniejszych kolekcji BN z Pałacu Rzeczypospolitej, którą zakład się opiekuje. W zdumienie i irytację zaangażowanych w sprawę kierowników wprawił, proponując na ten czas swój urlop wypoczynkowy, zrzucając na nich i swoich podwładnych ten obowiązek. Ponieważ nie radził sobie z organizacją pracy, faktycznie obowiązki przejęli inni kierownicy i sprawnie, prawie bez jego udziału dokończyli przenosiny.
Kilkanaście rozmów, które nowy kierownik odbył ze mną i moją zastępczynią, były zapewne miłe na początku i mniej miłe później, kiedy okazywało się, że niewiele lub nic z ustaleń nie było realizowanych. Opisy z Pani artykułu niewiele jednak mają wspólnego z rzeczywistością. Na szczęście dla mnie nie odbywały się w cztery oczy.
Nie znam szczegółów jego dolegliwości, ale nie przeszkadzały mu w intensywnej, pełnej zaangażowania działalność w mniejszościowym związku zawodowym.
Dot. Tomasz. Plan naprawczy
Rozliczanie dotacji i własnego budżetu jest częścią zadań każdego z kierowników. Jedynie Tomasz Gruszkowski nie potrafił sobie poradzić i naraził BN na możliwą stratę corocznej i standardowej (!) dotacji. Nie była ona skomplikowana, a rozliczenie proste. Do jego zadań, jak każdego z kilkudziesięciu kierowników, należało zakończenie zadań o czasie oraz przygotowanie rozliczeń dla księgowości, np. faktur. Podjęte przez niego poszukiwania osoby, która miała za niego wykonać prostą pracę, przeszły do historii BN. Nie dotrzymał również terminów napisania swoich tekstów.
Kwestię ukraińską pominę, bo działania BN i moje osobiste są znane oraz wielokrotnie podkreślane przez biblioteki ukraińskie, a także wspólnotę ukraińską w Polsce.
Tomasz Gruszkowski przez cały długi okres choroby żony był traktowany z wyrozumiałością właściwą takiej sytuacji, co jest praktyką w BN.
Dot. Julii. Wymiotowałam
Pracowała w BN dwa lata. Pierwszy jej tekst do „Rocznika BN” otrzymał miażdżącą recenzję wydawniczą, wskazującą podstawowe błędy. Następnie zaangażowała się w prowadzenie grantu i w starania o pracę w Ambasadzie RP w Paryżu. Po jej uzyskaniu odeszła z BN. Jej kierowniczka odpowiedziała obszernie na jej zarzuty z maila, o którym Pani pisze. W sposób przekonujący i przedstawiający w innym świetle sprawy, m.in.:
„mam prawo oczekiwać ochrony mojej godności i praw, i bronić się przed nękaniem. Pani [Julia] korzysta z wszelkich dostępnych przywilejów, ale nie jest jej przywilejem obrażanie mnie, a ja uważam ton jej maili i wypowiedzi ustnych za niegrzeczny i nieodpowiedni. Zachowania takie jestem zmuszona znosić od wielu miesięcy. Od początku zatrudnienia p. [Julii] narażona jestem na różnorodne ataki słowne. Jednak szanując decyzje Pana Dyrektora, nie zgłaszałam dotąd żadnych skarg, co najlepiej świadczy o tym, iż z mojej strony nie ma mowy o wybuchach niezadowolenia”.
A to mail, który otrzymałem od Julii na pożegnanie 14 listopada 2013 roku, pozytywnie przedstawiający czas w BN:
„Szanowny Panie Dyrektorze,
nie udało mi się dziś Pana zastać, więc tą drogą dziękuję Panu za te niezwykłe dwa lata.Dziękuję za zaufanie, serdeczność i wsparcie. Wiele się nauczyłam od Pana idzięki pracy w Bibliotece Narodowej. Mam nadzieję, że spełniłam, choć w części, Pana oczekiwania i że pozostawię po sobie jako pracowniku dobre wspomnienia, a przede wszystkim, że będę jeszcze nie raz, w różnych rolach, współpracowała z Panem i BN.
Do zobaczenia, w Paryżu albo w Warszawie :)
Pozdrawiam serdecznie
Julia”.
Spraw, o których Pani pisze w nim nie ma, tym bardziej o wymiotowaniu.
Kostecki. Sąd pracy
BN wypowiedziała umowę o pracę Januszowi Kosteckiemu, kierownikowi Pracowni Badania Historii Czytelnictwa w 2014 roku, w związku ze zmianami organizacyjnymi w działalności Instytutu Książki i Czytelnictwa, które poprzedziła negatywna ocena wyników pracy zespołu kierowanego przez niego. Pracownia prowadziła prace naukowe o charakterze bardzo fragmentarycznym. Duża część tematów badawczych realizowanych przez pracowników była kończona dopiero po wielu latach ich zatrudnienia (w przypadku samego Janusza Kosteckiego po prawie 30 latach), a niektóre prace badawcze nie zostały w ogóle zakończone. Rezultaty prac naukowych nie były wprowadzane do światowego obiegu naukowego, co wynikało przede wszystkim z nieznajomości języka angielskiego wśród pracowników zespołu Janusza Kosteckiego. W przeciwieństwie do wielu innych komórek BN, do Pracowni nie trafiały zaproszenia na prestiżowe konferencje naukowe na świecie lub zaproszenia do napisania artykułów lub recenzji w najważniejszych periodykach międzynarodowych zajmujących się tematyką czytelnictwa lub historii XIX wieku. Żaden z pracowników Pracowni Badania Historii Czytelnictwa nie złożył aplikacji o grant naukowy. Janusz Kostecki domagał się przywrócenia do pracy na zajmowanym wcześniej stanowisku. Sąd nie uwzględnił tego żądania, uznając, że byłoby to niecelowe z powodu nieznajomości języka angielskiego, którą sąd uznał za poważne utrudnienie prawidłowego wykonywania pracy przez Janusza Kosteckiego.
Urszula. Wygrany pozew
Z wnioskiem o zatrudnienie [Urszuli] w innej komórce organizacyjnej BN wnioskowała w 2012 roku jej ówczesna przełożona, zastępca dyrektora do spraw cyfrowych, Katarzyna Ślaska. Uzasadniając potrzebę takiej zmiany kadrowej, powoływała się na zagrożenie dezintegracją i skonfliktowaniem zespołu pracowników, w którym była zatrudniona Urszula, w przypadku dalszego jej zatrudnienia w tym zespole. W czasie pełnienia funkcji kierownika Urszula nie zorganizowała współpracy zespołowej i nie zapewniała dostatecznego przepływu informacji pomiędzy pracownikami w zakresie zadań realizowanych przez poszczególnych pracowników kierowanej przez nią komórki, co spowodowało jej konflikt z częścią zespołu. W toku postępowania sądowego zastępca dyrektora do sprawy cyfrowych była przesłuchiwana w charakterze świadka. Z powodu ogólnikowości jej zeznań, Sąd odmówił im częściowo wiarygodności.
Krzysztof. Nic ludzkiego
Szkoda, że nie przekazał tego swojemu przełożonemu. Występująca w artykule żona też pracowała w BN i chyba nie była tak obciążona.
A na marginesie, w BN nie podaje się szampana, nawet ministrom.
Sonia. Strach
Zapomniała Pani napisać, że to sprawa sprzed 12 lat. Zmiana Regulaminu wynagradzania nie zniosła odpraw emerytalnych. Są nadal wypłacane. Podczas zmian regulaminu wynagradzania w 2013 roku odbyłem ponad 30 spotkań ze wszystkimi pracownikami, aby wyjaśnić wszystkie wątpliwości i odpowiedzieć na pytania. Dzięki temu niemal wszyscy wyrazili zgodę na zmianę. Przeciwnych było jedynie 3 pracowników, którzy zaskarżyli decyzje do sądu. BN wygrała wszystkie procesy. Każda złotówka zaoszczędzona w wyniku nowego Regulaminu wynagradzania została przeznaczona na podwyżki dla pracowników. Dlatego wszyscy się zgodzili na nowe warunki.
Wróblewska. Znów bez konkursu
Dlaczego nie spytała Pani o zdanie w większościowym związku zawodowym Aktywni, który reprezentuje największą grupę pracowników BN i tylko kwituje to stwierdzeniem, że według p. Tulik jest to związek żółty. Czy weryfikacja tej informacji w tym momencie się dla Pani skończyła? Czy rzetelność dziennikarska nie nakazuje spytać jedyny samodzielnie reprezentatywny związek zawodowy w BN, czyli Aktywnych?
A przy okazji czy spytała Pani, ilu członków zatrudnionych w BN liczy Związek Zawodowy Bibliotekarzy BN? I ilu z nich to bibliotekarze?
Iwona. Nie masz donosicieli?
Czy naprawdę uwierzyła Pani w to, że dyrektor zajmuje się rozdziałem papieru do drukarki i oskarża kierowniczkę o kradzież ryzy? W instytucji zatrudniającej w różnych okresach 500–1000 osób? Czy Pani na pewno napisała „zakaz rozmów”? Czy to poważny artykuł w poważnej gazecie?
Natalia. Upokorzenie
Głównym powodem odejść była zazwyczaj nieznajomość języków.
Rowicka. Doktor z minimalną
Czy pokazała też list, w którym informuje, że nie zna żadnego języka obcego?
Spandowski. Testament
Kilkakrotnie moi poprzednicy i ja zgadzaliśmy się na dodanie mu kogoś do pomocy i przyuczenia. Nikt z nim dłużej nie mógł wytrzymać lub on sam stwierdzał, że ktoś nie rokuje. Wśród Pani rozmówców jest jedna z tych osób.
Z Michałem Spandowskim byliśmy dobrymi znajomymi przez wiele lat (w BN pracuję 34 lata). Po ostatniej naszej rozmowie, wiele lat przed jego śmiercią, nie rozstaliśmy się w zgodzie. Jako dyrektor nie mogłem zgadzać się na stałe żądania finansowe bez efektu w postaci publikacji lub opisów katalogowych. Doprowadziłem jego najważniejsze dzieło do skutecznego wydania w języku angielskim po dziesięcioleciach prac i przestojów, z dużym wysiłkiem BN.
Nie zamierzałem zabierać głosu na jego pogrzebie. Nie chciałbym, aby i on zabierał na moim.
Związek. Nie mamy nic
W BN od wielu lat działa Komisja Pojednawcza, do której zgłaszają swoich przedstawicieli związki zawodowe. Dlaczego osoby występujące w artykule nie skorzystały z tej drogi? Są cztery związki zawodowe, które mogą reprezentować interesy podobno skrzywdzonych pracowników. BN jest zasypywana kontrolami z różnych organów i instytucji. Nie wykazały one spraw, o których Pani pisze. Najtrudniej jest wykazać mobbing tam, gdzie go nie ma. W takim przypadku zostają insynuacje.
Adam. Bezkarny
Sytuacja sprzed 9 lat. Zarzuty wobec Adama były wyjaśniane 9 lat temu przez jego przełożonych, kierowniczki, zastępcę dyrektora i dyrektora. Została mi przedstawiona, jak sądzę, całość wówczas korespondencji między zwaśnionymi stronami, doprowadziłem do konfrontacji. Zobowiązałem swojego zastępcę do wyjaśnienia i naprawienia sytuacji. Skracając historię, osoby zatrudnione w jednym zakładzie, i jak się później okazało, pozostające w bardzo przyjacielskich relacjach, weszły ze sobą w konflikt. Adam zaprzeczył stawianym mu zarzutom, które Pani powtórzyła w artykule.
Po spotkaniu wyjaśniającym zarzuty napisałem w dniu 31 lipca 2015 roku do nadzorującego sprawę mojego zastępcy mail, poniżej fragment dotyczący zarzutów:
„Niedopuszczalne i nie licujące z powagą BN jest używanie podczas rozmów języka wulgarnego bez względu na stanowisko pracownika lub współpracownika BN. […] Opisane nieobyczajne zachowania Adama, jeśli są zgodne z prawdą, są nie tylko niewłaściwe w BN, ale w ogóle nie do przyjęcia. W związku z powyższym wyrażam swoje niezadowolenie z sytuacji i atmosfery, które panują w Zakładzie […] i która zaczyna niekorzystnie wpływać na inne komórki BN. Zobowiązuję Cię do sanacji sytuacji.
Polecam:
utworzenie Pracowni […] z kompetentnym kierownikiem spoza dotychczasowych pracowników BN z zadaniem naprawy sytuacji oraz oceny osób pracujących na rzecz promocji […],
odbycie rozmów z osobami, których sprawa dotyczy i poinformowanie o prawach i obowiązkach wynikających z pracy w BN i na rzecz BN, w tym również braku tolerancji dla mobbingu oraz przestrzeganiu właściwych relacji między osobami pracującymi w BN lub na rzecz BN opartych na poszanowaniu godności, uczciwej ocenie pracy oraz wysokiej kulturze osobistej, weryfikację zakresów obowiązków i jasny podział odpowiedzialności w zakresie promocji i redakcji Polony, wprowadzenie takiej organizacji pracy, aby była odpowiednia dla realizacji zadań, jeśli uznasz to za uzasadnione dalsze wyjaśnienie zdarzeń, które opisujesz”.
Dalszych kroków mój zastępca nie podjął, jak rozumiem, wszystkie sprawy zostały wyjaśnione. Adam zaprzeczał stanowczo zarzutom. Poniżej fragment jego wyjaśnień:
„przez [Natalię] jestem traktowany opryskliwie, wulgarnie i lekceważąco – i nie „przyjacielsko” w luźnej bądź osobistej rozmowie, tylko przy innych osobach, koleżankach z pokoju, pracownikach Zakładu […] i osobach z zewnątrz. W mailach wysyłanych do wielu adresatów czytam m.in. o mojej „zdziwaczałej naturze”, „doznawaniu wzmożenia”, otwarcie kwestionowane są moje kompetencje – ostatnio także przez [nową pracownicę]. Z kolei od około miesiąca [zastępca dyrektora] podkreśla często, że moja współpraca z BN może się wkrótce zakończyć. W ostatniej wiadomości zostałem wysłany na przymusowy urlop (co jest interesujące, bo – choć nie jestem na etacie – przez ostatnie dwa lata nie mogłem uzyskać zgody na dłuższy wypoczynek). Poza tym zostałem oskarżony o „ordynarne” traktowanie koleżanek, „zachowania ocierające się o mobbing” oraz próbę sabotowania (wraz z dziennikarką „Gazety Wyborczej”) konferencji […] (która jest moją inicjatywą). Wiadomość została określona mianem „ostatniego ostrzeżenia”. Mimo wielokrotnego informowania [zastępcy dyrektora] o sytuacji i próśb o interwencję, nie podjął się on rozwiązania konfliktu, a nawet doprowadzał do jego eskalacji”.
Miesiąc później Joanna, nowa przełożona Adama, wystawiła mu bardzo dobrą opinię, dziwiąc się zarzutom oraz zgłaszając niezrozumiałe działania zarówno oskarżającej, jak i jej przełożonego. Jeszcze jedna skarga Piotra na zachowania Adama trafiła do mnie w 2016 roku, również od osoby z nim wcześniej zaprzyjaźnionej i biorącej udział w konflikcie w 2015 roku. Wyjaśnienie sprawy zostało powierzone zastępcy dyrektora. Zarzuty się nie potwierdziły. Dalszych zgłoszeń na niewłaściwe zachowanie Adama nie było.
Każde zgłoszenie nadużyć wobec osób pracujących w BN jest wnikliwie badane i wyjaśniane na bieżąco.
Natalia mija się z prawdą. Nazwę „[…] niewolnicy” utworzyły panie, z którymi Adam był w konflikcie i które złożyły na niego skargę. Tak nazwały grupę do rozmów między sobą, za wiedzą Natalii. Do grupy nie należał Adam.
Adam nie miał żadnego wpływu na moje decyzje.
Joanna.
Sytuację pamiętam odmiennie. Napisała najpierw skargę na kontakty z Adamem, a następnie mail o treści: „W związku z tym, że Adam przeprosił (chyba szczerze), wydaje mi się, że można zignorować zaistniały problem, przynajmniej do czasu zakończenia pisania wniosku. Zapisuję ten konflikt na karb zmęczenia i przepracowania nas wszystkich”. Po jakimś czasie przyszła do mnie płacząc, że Adam ją zostawił i należy go zwolnić. Na moje pytanie, czy ich kontakty wykroczyły poza służbowe, potwierdziła. Powiedziałem, że jest to niedopuszczalne w przypadku kierownika wobec współpracownika, którego rozlicza finansowo. Była to pierwsza sprawa tego typu w BN, o której słyszałem. Jeszcze tego samego dnia spotkałem się z Adamem wieczorem, aby usłyszeć jego wersję. Zaprzeczył nagrywaniu i robieniu zdjęć.
Spotkanie na Zbawixie brzmi może dla Pani malowniczo dla barwnego artykułu, ale muszę Panią tego kolorytu pozbawić. Mieszkam na placu Zbawiciela i w drodze do domu po spotkaniach mogłem bez zwłoki, bo sprawa była poważna, spotkać się z Adamem w kawiarni, co często praktykowałem i praktykuję z osobami, które chcą się ze mną pilnie zobaczyć, a nie udaje się nam spotkać w ciągu dnia. Nie dotyczy to pracowników BN.
Następnie Joanna zakończyła pracę w BN. Spotykałem ją po 2015 roku, kiedy pracowała w jednej z instytucji zajmujących się książką.
Piotr
Z dużą łatwością posługuje się Pani zdaniami „Dyrektor obiecał jej w zamian stanowisko kierownicze”. Nie wiem, skąd ta dziennikarska pewność. Nie obiecuję stanowisk za podobne usługi.
Dużo osób skarżyło się na zachowanie Piotra. Nie była to tylko opisywana jedna kwestia. Nigdy nie dostał propozycji poniżej swoich kompetencji. Nikogo nie nakłaniałem do wycofania jakiegokolwiek zgłoszenia.
Dla ilustracji podaję fragment relacji jednej z osób, którą nagabywał Piotr: „Próbowałem z nim porozmawiać, wyjaśnić o co chodzi, ale zaczął się bardzo dziwnie zachowywać, chodzić po pokoju, machać rękoma i mamrotać pod nosem. W końcu przyznał, że nie pamięta, o czym ze mną rozmawiał w czwartek... Darzę Piotra dużą sympatią i martwię się o stan jego zdrowia i nerwów. Wiem, że bardzo stresuje się restrukturyzacją i obawia o swoją przyszłość. Ponadto zaangażował się emocjonalnie w konflikt między Natalią i Adamem – od soboty codziennie zdawał mi relacje, atakując przy tym Adama, z którym jest pokłócony. Próbowałem mu wyperswadować, aby trzymał się od tej sprawy jak najdalej, że to jego nie dotyczy, że nie jest to nic nowego, że ja chociaż znam dłużej i lepiej Natalię i Adama to nie rozmawiam z nimi o ich konflikcie, że mam setki własnych problemów na głowie i nie chcę się angażować w cudze – co też Piotrowi doradzałem. […] kiedy dziś zobaczyłem go w takim stanie, usłyszałem absurdalne oskarżenia i jeszcze kilka innych stwierdzeń, wskazujących, że moje nazwisko zaczyna pojawiać się w całej tej sprawie, to nie ukrywam, bardzo się zaniepokoiłem. Tym bardziej, że już poprzednio postępowanie Piotra w przypadku artykułu do […], naraziło mnie na nieprzyjemności, których chciałbym uniknąć”.
O większość spraw opisywanych przez Panią w artykule nie zostałem spytany lub pominęła Pani moje wyjaśnienia. Wydaje Pani wyroki w sprzeczności z rzeczywistością, nawet nie pytając o konkretne sprawy, a jedynie markując pytania, aby skwitować, że dyrektor wszystkiemu zaprzecza. Nie spytała Pani o zdanie największego i jedynego reprezentatywnego związku zawodowego w BN, ignorując ich głos, a oddając prawo komentarza jedynie związkowi mniejszościowemu. A jest to już Pani trzeci tekst na mój temat i skwapliwie pomija Pani głos pracowników.
Stara się Pani sprawić wrażenie, że w dużym, skomplikowanym i różnorodnym zespole pracowników BN trwają nieustające konflikty. Zdarzają się i wówczas są rozwiązywane, jeśli to jest możliwe. Opisuje Pani właściwie jeden z 2015 roku. Nikt z nas nie wie, co wówczas zaszło między dwójką dotychczasowych przyjaciół w zamkniętym pokoju, mimo próby wyjaśnienia podjętej przeze mnie i na moje polecenie.
Wiem, że większość konfliktów się skończyła po odejściu z BN części opisanych w artykule osób.